W odległych czasach, gdy rytm życia wyznaczały cykle natury, a ludzie żyli w harmonii z otaczającym ich światem, Słowianie oddawali cześć potężnym bogom i boginiom. Jedną z nich była Mokosz – matka ziemia, opiekunka kobiet i strażniczka domowego ogniska. Każdej jesieni, gdy pola pustoszały po żniwach, a lasy mieniły się złotem i czerwienią, społeczność zbierała się, by uczcić Mokosz i podziękować za urodzaj. Ostatni piątek października był dniem szczególnym - kobiety odprawiały rytuały ku czci bogini i składały ofiary, aby Mokosz zapewniła szczęśliwy i dostatni rok. Dary, takie jak włóczka czy grzebień, pod koniec dnia palono w ogniu. Składano też ofiary w postaci pszenicy, słodkich bułeczek czy czerwonego wina, gdyż były one uznawane za symbole dobrobytu. Do strudni wrzucano monety, len lub przędzę, aby bogini chroniła wszystkie kobiety w rodzinie. W dniu poświęconym Mokosz kobiety nie podejmowały codziennych prac. Uważano, że za nieposłuszeństwo bogini mogła ukarać nie tylko splątan
Dawno temu w Warszawie młody król Władysław IV postanowił wznieść pomnik swego ojca - króla Zygmunta III Wazy. Długo szukał odpowiedniego miejsca i w końcu postanowił, że pomnik stanie przed główną bramą zamkową. W dodatku na wysokiej kolumnie, aby zarówno mieszkańcy, jak i podróżni już z daleka mogli go dostrzec.
Gdy znaleziono odpowiedni blok skalny, król polecił swemu sekretarzowi, aby znalazł najlepszego rzeźbiarza w Warszawie, który wyciosa kolumnę i wyrzeźbi pomnik. Wybór padł na mistrza Jakuba, którego wszyscy nazywali Złotym, gdyż miał złote ręce do wszystkiego i z najbrzydszego kamienia potrafił stworzyć arcydzieło.
Jakub długo oglądał projekt. Sekretarz zapewnił go, że król dostarczy wszystkich niezbędnych materiałów i narzędzi, oby tylko postać króla Zygmunta była okazała i władcza, a kolumna piękna i bez skazy. Mistrz Jakub po długim wahaniu zgodził się wykonać pomnik.
Następnego ranka w pracowni mistrza zaczął powstawać zarys pomnika.Czeladnicy najpierw ulepili postać z gliny, potem powstał odlew gipsowy, aż wreszcie odlano go w brązie.Cały proces trwał wiele dni i pracom z fascynacją przyglądał się syn mistrza, Kacper. Gdy pomnik był już gotowy, chłopiec zauważył, że szabla króla nie błyszczy.
- Ojcze, dlaczego ta szabla nie błyszczy? - zapytał.
- Oj, nie musi przecież błyszczeć - odpowiedział mu ojciec.
- Ależ musi! - wykrzyknął Kacper.
Mistrz był jednak zbyt zmęczony na rozmowę z synem i tego wieczora szybko położył się spać. Wtedy Kacper wymknął się do pracowni i wypolerował szablę tak dokładnie, że wyglądała jakby była ze złota. Rano wszyscy nie mogli się nadziwić, że szabla tak błyszczy. Jakub domyślił się, czyja to sprawka i pokiwał głową z uznaniem.
Pomnik króla ustawiono na kolumnie na środku placu Zamkowego. Mieszkańcy podziwiali jego piękno i mówili, że król będzie czuwał nad miastem i ochroni je przed wszelkim nieszczęściem.
Po kilku miesiącach nadeszła wielka susza i wszyscy z utęsknieniem czekali na deszcz. Modlili się, aby z przepływających nad miastem chmur spadła choć kropla wody. Wtedy Kacper pomyślał, że poprosi o pomoc króla Zygmunta. Pobiegł pod kolumnę i zawołał:
- Królu, unieś swą błyszczącą szablę i jej ostrzem przetnij jedną z chmur!
I stała się rzecz przedziwna - ręka króla uniosła się i szabla dotknęła czarnej chmury. Z nieba lunął deszcz, a szczęśliwi ludzie dziękowali swemu opiekunowi.
Od tamtej pory dłoń króla Zygmunta, trzymająca szablę, jest uniesiona ku górze, odstraszając wszelkie niebezpieczeństwa mogące zagrozić Warszawie.
Komentarze
Prześlij komentarz